Walentynki: święto miłości czy zakochania?
Category : ARTYKUŁY
„Miłość serialowa”
M jak miłość, Na dobre czy na złe, Moda na sukces, itd. Można by wymieniać jeszcze długo tytuły seriali, emitowanych bez końca w telewizji, zarówno tej publicznej, jak i stacjach prywatnych. Co w tym złego, skoro zwykle lubimy je oglądać? Oczywiście nie mam zamiaru tutaj potępiać jednego czy drugiego „tasiemca”. Chcę jednak zwrócić uwagę na to, że ukazywana w nich „miłość” nie zawsze ma coś wspólnego z prawdziwą miłością. Padające tak często z ust bohaterów słowa: „Kocham Cię!” często budzą w nas przekonanie, że miłość i zakochanie jest tym samym. Tymczasem tak nie jest!
Miłość jest „międzynarodowa”
Podobnie jak w serialach, zwrot: „Kocham Cię” pojawia się często w piosenkach. „I love you!” „Ti amo!” „Ich liebe dich!” To znak, że miłość jest „międzynarodowa”. Znów jednak trzeba się zapytać, czy teledyski, pokazujące cielesną tylko stronę kontaktu między ludźmi wyrażają miłość? Odpowiedź jest ta sama, co w przypadku seriali: tu również miłość często jest mylona z zakochaniem, a nawet z seksualnością!
W takim razie czym właściwie jest miłość? Dlaczego nie można postawić znaku równości między miłością a zakochaniem? Odpowiedź jest prosta. Zakochanie jest stanem emocjonalnym. Jest to zauroczenie. Zakochanie się jest spontaniczną reakcją organizmu na wygląd, kształt drugiej osoby. Tak, jak pragnienie głodu wzmaga się na widok pokarmu, tak naturalne pragnienie człowieka do doświadczenia piękna i wzruszenia, każe człowiekowi zachwycić się inną osobą. Zakochanie zatem ma coś z procesów fizjologicznych i psychicznych, które wpisane są w naszą naturę. To dlatego człowiek zakochuje się jak gdyby nieświadomie, to znaczy nie wie, dlaczego właśnie ta osoba nagle staje się dla niego kimś wyjątkowym. Zakochanie można porównać do zapalonej zapałki. Szybko się zapala, ale i … szybko gaśnie. Skoro tak, to czy można komuś ślubować coś, co wcześniej czy później zgaśnie? Zauroczenie emocjonalne nie może trwać całymi latami, jeśli nie zostanie włączone w dojrzałą i bezwarunkową miłość.
Kochać to być DLA drugiej osoby
Ktoś, kto jest zakochany, nie potrafi jasno kierować się rozsądkiem. Jaki stąd wniosek? Taki mianowicie, że zakochania nie można ślubować. Czy mogę ślubować, że zawsze będę uśmiechnięty? Czy mogę ślubować, że przez całe życie będę płakać? Oczywiście, że nie.
Dlaczego zatem nowożeńcy ślubują sobie miłość? No właśnie dlatego, że ślubują sobie miłość, a nie zakochanie. Miłość bowiem to – jak zauważa ks. Marek Dziewiecki — decyzja troski o dobro drugiego człowieka. „Kocham Cię”: znaczy więc tyle, co: „Chcę dla ciebie dobra, pragnę uczestniczyć w Twoim życiu tak, byś był szczęśliwym”. Nie ważne, co się o Tobie dowiem, nie ważne czy dalej będziesz tak piękna. Jeśliby miłość ograniczyć do zafascynowania wyglądem zewnętrznym, to czy można byłoby kochać na przykład osoby niepełnosprawne czy w podeszłym wieku?
Kiedyś był inny….
Tak niejedna dziewczyna mówi o swoim byłym chłopaku. Najgorzej, jeśli żona tak mówi o swoim mężu. Czasem jednak — niestety — słowa te oddają rzeczywistość. Cytowany już ks. Marek Dziewiecki w książce Jak wygrać kobiecość (Edycja Św. Pawła, Częstochowa 2004) pisze: Wielu mężczyzn nie docenia kobiet i ich roli w społeczeństwie. Zakochani traktują je jak bóstwa, a później potrafią odnosić się do nich z arogancją i cynizmem. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź może wydać się zbyt „brutalna”, ale prawdziwa: zakochanie ma wiele wspólnego z egoizmem człowieka. Oto typowa sytuacja: chłopak dostrzega, że spotkana dziewczyna jest dla niego wszystkim. Marzy o niej, myśli. Chce coraz częściej się z nią spotykać. W czasie jednak tych spotkań rozmowy się nie układają. Dlaczego? Zakochany gra bowiem rolę. Nie jest sobą. Nie jest wewnętrznie wolny. Robi wszystko, aby się przypodobać swojej sympatii, bo jej potrzebuje, by się dobrze czuć.
Można powiedzieć, że to normalne, więc dlaczego krytycznie się do tego odnosić? Tak, jest to naturalny przejaw zakochania, który powinien być fazą dorastania do miłości. Niebezpieczeństwo pojawia się wtedy, gdy ktoś w takim stanie podejmuje decyzję o ślubie. Trzeba bowiem pamiętać, że w zakochaniu głównym motywem trwania w relacji do drugiej osoby jest często moja przyjemność. „Chcę być z tobą, bo MNIE jest z Tobą dobrze”. Aby to doświadczenie w sobie przedłużyć, osoba zakochana gotowa jest ponieść ofiary, gotowa jest rysować jak najlepszy obraz samej siebie. Jest tylko mały problem … Ten obraz jest często piękny, ale nieprawdziwy.
Kilkunastoletni Szymon — bohater „Anioła radości” (Jedność, Kielce 2004) – zakochuje się w Magdzie. Po kilkunastu spotkaniach, jego sympatia pokazuje mu swój pamiętnik. Chłopak czyta go przez całą noc. Czego w nim szuka? Samego siebie! Gdy swojej osoby nie znajduje w pamiętniku, jego zakochanie przeradza się w ogromną zazdrość, rozczarowanie, a nawet w agresję. Co się stało? W tej fazie rozwoju Szymon w kontakcie z Magdą szukał tylko siebie. Po rozmowie z księdzem zrozumiał, że miłość to coś znacznie więcej niż zakochanie.
Miłość jest Bogiem, bo Bóg jest Miłością
Właśnie dlatego najlepiej uczyć się miłości od Boga. Jaka jest ta Boża miłość? Jest dojrzała. To znaczy, że nie opiera się tylko na emocjach, które przemijają, ale jest szlachetną obecnością przy tych, których się kocha. Gdyby Bóg kierował się emocjami, to świat dawno przestałby istnieć. Tymczasem miłość jest cierpliwa (por. 1 Kor 13). Bóg uczy nas miłości, która jest troską o drugiego człowieka. Właśnie dlatego posłał swego Syna, chociaż wiedział, że podniesiemy na niego rękę. Bóg — Miłość kocha nas nad życie.
Miłość jest zatem byciem dla, jest pragnieniem dobra dla drugiej osoby, umiejętnością rezygnacji z własnego „ja”, po to, by ta druga osoba mogła się umacniać i rozwijać. Miłość to zatem coś więcej niż tylko czułe słówka! Miłość to nie troska o dobry nastrój, czy unikanie twardych słów upomnienia, gdy kochana przez nas osoba błądzi. Miłość nie może być naiwna.
Czy człowiek własną mocą zdolny jest do takiej dojrzałej miłości? Z pewnością nie, gdyż w każdym z nas jest nie tylko pragnienie miłości, ale też słabości, naiwności, poranienia i grzech! To co zatem robić? Otworzyć się na Boga, który jest miłością (por. J 4,19). Skoro Bóg jest pełnią miłości, to zaprzyjaźniając się z Nim, możemy doświadczyć w sobie prawdziwej Miłości. Tylko człowiek zaprzyjaźniony z Bogiem potrafi naprawdę kochać. Tego życzmy sobie nawzajem u progu Walentynek i na całe życie!
Ks. Piotr Bączek
Kilka myśli na dzień zakochanych
Nie bardzo lubię walentynki. Właściwie nie zastanawiałem się dlaczego. No bo czemu ksiądz miałby Dzień Zakochanych lubić? Ale odpowiedź podsunęli mi moi uczniowie z maturalnej klasy technikum budowlanego. Młodzi, piękni, dwudziestoletni, z którymi co tydzień rozmawiam o różnych sprawach „około-miłosnych” i „kierunkowo-małżeńskich”. Ale zanim na postawione sobie pytanie odpowiem, to parę słów wyjaśnienia się należy. Odnośnie do miłości: tej nieprawdziwej i tej najprawdziwszej.
Od chemii się zaczyna, ale na niej się nie kończy
Nierzadko można odnieść wrażenie, że ludzie zdają się ulegać temu złudzeniu, że miłość, jak wszystko inne w życiu, da się wyjaśnić. Potrzeba nam jeszcze trochę wiedzy, by okazało się, że zakochanie to tylko działanie feromonów, endorfiny (hormon szczęścia), dopaminy, testosteronu itd., itd. Właściwie nie ma tajemnicy, nie ma zadania dla duszy, jest tylko bodziec (np. dziewczyna) i reakcja (adekwatnie w chłopaku). Osiedlowa knajpka, pub, kawiarnia, może stolik w kinowej restauracji. Nastrojowa muzyka, biały obrus, paląca się świeca. On — bardziej niż zwykle elegancki, promieniujący, ona — ze swoim kobiecym instynktem przeczuwająca, że oto coś się wydarzy. Zaproponowana kawa, ciastko, maślane oczy, ciepłe słowa. Sytuacja wreszcie dojrzewa do ważkich słów: Widzisz, Kochanie, wydaje mi się, że jesteś w stanie zapewnić mi taki poziom feromonów i endorfiny, że bez tej substancji, którą Twoja obecność we mnie sprawia, chyba nie będę już mógł żyć. Czy zgodzisz się być dostawcą tych wszystkich hormonów aż do końca dni moich…? Ty mój Feromonie kochany, jedyna Endorfino…
Nie gódźmy się na świat, w którym nie ma miłości — tego, co wypływa z samego centrum człowieka, z jego serca, z jego rozumu, z jego sumienia. Jednym słowem: z duszy ludzkiej, którą mamy od Boga.
Jestem w związku
Związek. Kolejne nadużycie, szczególnie językowe. Jadę pociągiem i słyszę rozmowę dwóch siedemnastolatków. Przytaczam z pamięci, ale dosłownie: W moim poprzednim związku… — opowiada jeden drugiemu. Ja, zaciekawiony opowieścią, zaczynam liczyć. Ileż może trwać związek siedemnastolatka albo ile siedemnastolatek ma za sobą ZWIĄZKÓW? No ile? I cóż to u licha jest ten ZWIĄZEK ludzi siedemnastoletnich? Kiedyś to słowo kojarzono z małżeństwem, z decyzją dorosłych ludzi, a dziś związki są już w podstawówce?
Moje wątpliwości rozwiał społecznościowy portal Facebook. W „związku z” może być każdy, w każdym wieku i na dowolnie długi, a raczej na dowolnie krótki czas. Taką definicję sobie wymyśliłem.
Nie chodzi oczywiście o słowa same. Proszę więc was, żebyście swoje nastoletnie miłości traktowali jako przygotowanie, jako uczenie się przed zawarciem jednego, jedynego ZWIĄZKU , który ludzie wierzący zawierają przed ołtarzem, wobec Boga samego.
Walentynki
Jeśli już te walentynki są (czyli w sensie liturgicznym wspomnienie św. Walentego, któremu powierzono pieczę nad zakochanymi), niech już tak będzie. Ale wolno mi nie lubić tej taniej zabawy, która z miłości tworzy gadżet, banał, zabawę. Jeśli już są, to niech raczej będą okazją do szukania miłości prawdziwej, u samego źródła, którym jest Pan Bóg. Może dla twojej dziewczyny, sympatii, narzeczonej, więcej będzie znaczyć, kiedy dowie się, że oto w Dzień Zakochanych modliłeś się, by wasze relacje były piękne i dobre. Walentynkowa laurka, pluszak czy nawet kwiatek to okazja do tego, by poszukać, jak daleko czy też jak blisko wasza miłość, zakochanie jest od Tego, który sam jest Miłością.
opr. mg/mg
źródło: opoka.org.pl